Fakt, iż twórcy grają znaczonymi kartami, da się jeszcze przeboleć. Konwencjonalność jest grzechem pierworodnym każdego gatunku filmowego i trudno oczekiwać od hollywoodzkiego produkcyjniaka,
Ekipa "Ślepego trafu" miała w rękawie parę asów: gwiazdorską obsadę, miłe dla oka plenery Kostaryki, a wreszcie solidny budżet w wysokości 30 milionów dolarów. Zabrakło tylko przyzwoitego scenariusza, bez którego wymienione atuty stały się w końcu słabością filmu. Aktorzy nie mają tu nic do grania i aż żal patrzeć, jak się nudzą przed kamerą. Karaibskie widoczki, choć dają odrobinę wytchnienia od polskiej szarugi, nie potrafią zastąpić zgrabnej intrygi oraz wciągającej akcji. Z kolei wydanej kasy nie widać na ekranie, bo poszła pewnie na gaże odtwórców głównych ról. W ten sposób koło się zamyka.
Fabuła to jeszcze jeden wariant opowieści o młodym ambitnym wilczku padającym ofiarą machinacji starego szczwanego lisa. Pierwszy nazywa się Richie Furst (Timberlake) i jest geniuszem ekonomii. Kiedyś próbował zarobić milion na Wall Street, ale po krachu na giełdzie postanowił wrócić na studia. Teraz zarabia na czesne w Princeton, naganiając klientów internetowym kasynom. Właścicielem jednego z nich jest Ivan Block (Affleck), który w obawie przed odsiadką za finansowe machlojki zbiegł z USA do San Jose i stamtąd prowadzi intratny interes. Losy obu mężczyzn przetną się, gdy Richie znajdzie dowody na nieprawidłowości w funkcjonowaniu witryny Blocka. Ten w zamian zaoferuje studentowi dobrze płatną posadę i... Dalszy ciąg znacie nawet bez oglądania filmu.
Fakt, iż twórcy grają znaczonymi kartami, da się jeszcze przeboleć. Konwencjonalność jest grzechem pierworodnym każdego gatunku filmowego i trudno oczekiwać od hollywoodzkiego produkcyjniaka, że nagle zacznie zmieniać reguły gry. Trudniej jest przymknąć oko na ewidentne luki w fabule. Dlaczego Richie z IQ naukowca NASA oraz zestawem gorzkich życiowych doświadczeń tak łatwo i długo daje się kiwać Blockowi? Dlaczego kolejni bohaterowie (w tym przezroczysta femme fatale grana przez Gemmę Arterton) pojawiają się i znikają w zależności od nastroju scenarzystów? Lista wątpliwości wydłuża się z minuty na minutę, a kolejne wątki rwą się, jakby trafiły w szczęki krokodyli hodowanych przez Ivana.
Wreszcie, choć w "Ślepym trafie" dużo rozprawia się na temat legalności i etyki sieciowego hazardu, nie dane nam jest zajrzeć za kulisy tego wartego miliardy dolarów biznesu. Twórcy trzymają widzów przez cały seans w przedsionku, jakby nie wierzyli, że mózgi maluczkich będą w stanie ogarnąć skalę przedsięwzięcia i poziom jego skomplikowania. Po pokazie mam jednak nieodparte wrażenie, że jest odwrotnie i to autorzy "Trafu" nie wiedzą prawie nic na temat zjawiska, o którym właśnie nakręcili film.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu